Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Aktualności

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Druga rocznica inwazji na Ukrainę. Wojna trwa już 730 dni. I co dalej?

Druga rocznica inwazji na Ukrainę. Wojna trwa już 730 dni. I co dalej?

Dziś mija druga rocznica pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Według szacunków ONZ kraj naszego sąsiada opuściło około 6,5 miliona osób. Poniżej prezentujemy tekst prof. Małgorzaty Michel z Instytutu Pedagogiki podsumowujący akcję streetworkingową #Pedagodzy UJ dla Ukrainy.

 

 

Wojna w Ukrainie jest językiem, przy pomocy którego współczesna Rosja przedstawia istotę swojej politycznej tożsamości. Porzucone ciała zabitych cywilów, los zgwałconych kobiet mówią Ukraińcom: „Chcemy was zniszczyć, bo nie macie prawa być suwerennym państwem. Będziecie częścią ruskiego miru lub nie będzie was wcale”.

Jan Tokarski
Filozof, historyk idei. Doktor nauk humanistycznych Instytutu Historii PAN.

#PedagodzyUJdlaUkrainy i co dalej?

Nigdy nie przypuszczałam, że będę pakowała torbę na wojnę. Nie miałam pojęcia, co powinno w niej być. Ciepłe skarpety, słoik zupy, batony fitness, pakiet pierwszej pomocy, kartka z dobrym słowem i znakiem pokoju. Było to raptem dwa dni po tym, jak rano 24 lutego 2022 roku obudziły nas wszystkich wiadomości o wybuchu wojny w Ukrainie. Jaka wojna? Na litość boską, mamy XXI wiek- pomyślałam. W nocy dwie doby po tej pobudce odbierałam z lotniska matkę dwójki dzieci. Wracała z Indii do Lwowa. „Punkt wszystkiego” był w Krakowie na dworcu PKP. Zorganizowany spontanicznie przez wolontariuszy. Jeszcze wówczas nie wiedziałam, ile czasu przyjdzie mi tam spędzić. Torba była dla niej. Ona bowiem nie wiedziała, ile zajmie jej droga do domu. Dlatego na wszelki wypadek zupa w słoiku była owinięta ręcznikiem. Długo ciepła. Jej powrót do domu okazał się jednak szybki. Ot, kolejna na trasie z Indii pomoc dobrych ludzi i już była ze swoimi dziećmi we Lwowie. Podobno zupa była smaczna a batony słodkie. Pakiet pierwszej pomocy oddała na granicy żołnierzom. Przysłała mi zdjęcie z dziećmi.

Niedługo po tym jechałam do pracy i z daleka zobaczyłam obraz znany mi dotąd tylko z filmów dokumentalnych. Babcia, dziadek, młoda kobieta pchająca wózek z dzieckiem i uwieszona na nim dreptajca, mała dziewczynka. Szli wśród walizek i tobołków. Zatrzymałam się. Dzieci, matkę i bagaże udało się zapakować do samochodu. Dziadek z babcią mieli dojechać autobusem. Język pomocy wymyka się rozumieniu i regułom gramatycznym, poznanym w szkole. Wszystko między nami było jasne. Dziewczynka ukoiła łzy słuchaniem z samochodowych głośników „puszka okruszka” Natalki Kukulskiej. Małe, płaczące dziewczynki niezależnie od czasu i miejsca lubią to samo. Znowu dworzec PKP. Na nim spędziłam najbliższe miesiące wożąc dziecięce wózki i składane łóżeczka, przesiadując na kolorowej chuście Klanzy ze studentkami z pedagogiki i socjologii Wydziału Filozoficznego UJ wraz z dziećmi. Ich matki, ciocie i babcie w międzyczasie załatwiały papiery, szły pod prysznic, organizowały jedzenie. My zajmowałyśmy się czarowaniem ich dzieciom świata, jak dobre wróżki zamieniając wspomnienie o wojnie w kolorowe marzenia rysowane kredą na płytach chodnikowych. Były tam kotki, pieski, uśmiechnięte twarze, słońce i flagi. Niebieski, żółty, biały i czerwony mieniły się w słońcu. Niektóre dzieci zdejmowały kaptury i rozpinały kurtki. Od naszych zabaw robiło się ciepło i jakoś tak bezpiecznie.

Nie miałyśmy czasu zastanawiać się nad definicjami zespołu stresu pourazowego i syndromu ofiar wojny. To były miesiące, w których czas podobnie jak spokój, były na wagę złota. Do uzupełniania były przecież jeszcze media społecznościowe, sieciowanie ludzi, praca na uniwersytecie. Pomiędzy tym wszystkim transporty, obiady, wózki, pampersy, resorówki i kredki. Warsztaty dla studentek: „jak pracować z dzieckiem uciekającym z wojny”, „budowanie resiliencji u dzieci w sytuacjach wojny i zamachów terrorystycznych”, „streetworking i pedagogika ulicy w kryzysie”. Siła bezsilnych. Wychowane na WOŚP wiemy co robić, kiedy elity rządzące zawodzą. Niedawno otrzymałam list od byłego wychowanka Państwowego Zakładu Wychowawczo- Naukowego dla sierot wojennych, o którym napisałam książkę: „Czy uważasz, że tamte doświadczenia można wykorzystać teraz, aby pomóc dzieciom z Ukrainy?”. Uważam, że tak. Wiemy nadal, co robić. Grupa „pedagodzy UJ dla Ukrainy” jest w gotowości. Raz zarazem ktoś odzywa się z prośbą o pomoc.

Teraz do odbudowania jest dom dziecka we Lwowie.

prof. Małgorzata Michel
Instytut Pedagogiki
Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego

Dane dotyczące liczby uchodzców pochodzą ze strony The UN Refugee Agency:

https://data.unhcr.org/en/situations/ukraine

Zobacz galerię zdjęć